25.05.26. Ssak rowerowy
Obudziłem się z solidnym namiotem między nogami, postawionym z moich luźnych gaci do spania. Wiedziałem, że na poranne dojenie nie mam co liczyć. No chyba że sam sobie ulżę, ale jechanie kolejny raz z rzędu na ręcznym nie do końca mi pasowało. Sięgam po telefon z szafki przy łóżku. Odblokowuje go, wybieram apkę do której dawno nie zaglądałem. Trzeba się zalogować, ale o dziwo po takim czasie jeszcze pamiętam hasło. Przeglądam profile po bliższej i dalszej okolicy. Tak jakoś bez przekonania to robię, nie wiedząc czego tak na prawdę poszukuję. W każdym razie nikt i nic, nie przyciąga mojej uwagi. Kutas w końcu opadł, ale w pół zwodzie utrzymywał się przez cały poranek. Wstałem, wziąłem prysznic, zjadłem śniadanie i zacząłem ogarniać mieszkanie z tygodniowego syfu. Apka przez cały ten czas milczała - zero wiadomości. "Chyba mam już chujowy profil, jak na te czasy." - pomyślałem.
Przed południem postanowiłem ruszyć się z domu. Liczyłem, że na przejażdżce rowerowej trochę się zmęczę, a przynajmniej przestanę myśleć o seksie. W połowie zaplanowanej pętli, robię postój przy wiatce leśnej. W kroczu jednak dalej ciśnie, więc znów odpalam apkę, aby "rozejrzeć się" po okolicy. W lesie, jak to w lesie, żadnych aktywnych profili w pobliżu. W tych z offline też nic konkretnego, na czym można zawiesić wzrok. Znudzony przeglądaniem, w końcu sam na profilowym, przy mojej fotce sylwetki z rowerem, wstawiam w opisie "SSAKA NA MOJE PROTEINY". Jest przyjemna wiosenna pogoda. Ciepłe promienie słońca, śpiew ptaków i zapach budzącej się roślinności, rozleniwiają mnie i zachęcają, by posiedzieć tu trochę dłużej. Po kilku minutach powiadomienie. Odzywa się trzydziestoletni kolo. Pisze, że kręci go sperma i kutasy facetów. Dzisiaj też jest rowerkiem, ma miejscówkę w plenerku nad rzeką i czeka na kutasy do ojebania. Po krótkiej pisaninie wymieniamy się fotkami. Gdy wyraziłem zainteresowanie, wysyła lokalizację pytając za ile mogę być. Mniej więcej wiem gdzie to jest. Nawet to po drodze powrotnej do domu, tyle że drugim brzegiem rzeki. Apka pokazuje mi 7 km w prostej linii, pewnie z dychę po ścieżkach. Teraz prosto do mostu, po drugiej stronie w prawo wałem i w końcu zjazd w krzaki nad rzekę. Ustalam trasę na jakieś 30 minut.
Zbliżając się do wyznaczonej lokalizacji, z daleka widzę gościa wychodzącego z krzaków na wał, z kierunku który jest moim celem. Widzę jak jeszcze poprawia sobie ręką krocze przez spodnie, ewidentnie próbując ułożyć w gaciach klejnoty. "Oho. Nie jestem pierwszy." - pomyślałem. Nim dojechałem do miejsca w którym powinienem odbić w krzaki, gościu zdążył przejść przez wał, wsiąść do samochodu zaparkowanego na uliczce u podnóża wału i odjechać. Sprowadzam rower na dół, patrzę na lokalizację - 200 metrów. W krzaki prowadzi wąska ścieżka, więc decyduje się te ostatnie metry pokonać prowadząc rower. Cały czas się rozglądam - 100 metrów - 50 metrów, ale żadnej żywej duszy. Wszędzie tylko soczysta wiosenna zieleń, która maskuje wszystko po bokach. Nagle słyszę dzwonek roweru dochodzący gdzieś tyłu po prawej. Zawracam i przedzieram się przez krzaki w kierunku miejsca skąd namierzyłem dźwięk.
Z buszu wychodzę na malutką polankę, a tam rower i umówiony, łysy trzydziestolatek w typie dresa. Parkuje rower i opierając się o niego, staje frontem do kolesia. On podchodzi i klęka mi do krocza. Przez chwilę przystawia nos i dokładnie niucha moje spocone spodenki w kroku. W końcu wyciąga mi ze spodenek chuja razem z workiem. Zanim zacznie lizać, znowu go niucha. Nim włoży do ust, kutas już mi się pręży.
Ssak ma wprawę. Doskonale operuje ustami i jęzorem. Bierze całego chuja głęboko, bez ani jednego zakrztuszenia. Dokładnie wie jak pieścić samca oralnie, aby dawać mu nieustającą przyjemność. I ja, mocno oparty o rower oddaje się tej rozkoszy, która jest mi fundowana. Wszystko bez najmniejszego wypowiedzianego słowa, a tylko w odgłosach jego mlasków i moich pomruków zadowolenia. Doświadczony ssak wyczuwa kiedy zbliżam się do finału. Łagodzi pieszczoty, tak jakby chciał, bym zgromadził jeszcze większy ładunek spermy do wystrzału. W tych momentach tylko głęboko wzdycham, tracąc w końcu zupełnie kontrolę nad swoim orgazmem. On tym steruje, a za każdym kolejnym razem podnosi poprzeczkę. Przerywa pieszczoty w takim momencie, kiedy ja już na pewno jestem przekonany, że się spuszczę. Koleś doprowadza mnie do szału i obłędu. Niczego nie jestem pewien, nie myślę. Marzę tylko by się spuścić, a nie mogę. Ciśnienie w jajach rośnie, wzmaga się frustracja, a jednocześnie jest mi mega przyjemnie, kiedy tak wznawia i przerywa. Zauważam, że taki obrót spraw bardzo mnie jara.
Nawet nie wiem kiedy i jak długo szczytowałem. Nagły, silny orgazm zupełnie mnie odciął i przeniósł w inną rzeczywistość. "Budzę się" jak koleś jęzorem kończy czyścić mi kutasa z resztek spermy. On sam jest cały w niej ufajdany. Po jego koszulce widzę, że wylewała mu się z ust i ściekała po brodzie. Gdy skończył, mimowolnie złapię go za brodę i pociągam w dół. Do rozwartych ust spluwam obfitą mele.
- Do następnego! - odzywam się na koniec, trzymając go za ryja i patrząc prosto w oczy.
Gdy go puściłem, naciągam spodenki, odpakowuje rower i udaję się w drogę powrotną do domu, nie oglądając się za siebie.
No nieźle !
OdpowiedzUsuńPodoba mi się takie zakończenie, tj. mela do ust. Mega podniecające
OdpowiedzUsuń