24.09.14. Kolega z biurowca
===2=== Polerka pod prysznicem
Następnego dnia, przyjeżdżam rowerem do pracy, starając się być o tej samej porze co dzień wcześniej. Jednak podczas mojego pobytu w szatni nie spotykam nikogo. Dopiero w południe, niespodziewanie pika komunikator w telefonie. To nowy kolega z szatni, odzywa się z pytaniem, czy dziś jestem rowerem. Potwierdzam, wspominając, że będąc o samej porze co wczoraj, nikogo nie było. Gościu odpowiada, że zwyczajowo zaczyna pracę znacznie później, a tylko wczoraj przyjechał wcześniej, coś ekstra zrobić w dokumentach. Przy okazji pyta, czy nie miałbym ochoty na relaksujący prysznic w przerwie lunchowej. Hmmm... W sumie czemu nie. Choć u mnie w biurze nie ma takich przerw, odpisuje, że mogę wyskoczyć na chwilę. Umawiamy się za półgodziny w tej samej kabinie co wczoraj.
Schodzę do garażu, gdzie znajduje się szatnia rowerowa. Przy szafkach słyszę, że już ktoś bierze prysznic. Patrzę na zegarek i w sumie może być to już on. Szybko rozbieram się, z szafki wyjmuję ręcznik i klapki, chowam ciuchy i idę pod kabiny. Tak jak podejrzewałem, zajęta jest ostatnia. Gościu słysząc, że ktoś przyszedł delikatnie uchyla drzwi kabiny i filuje czy to ja. Kiwamy sobie głową porozumiewawczo i dołączam do niego. On już cały mokry, ze sterczącym na baczność kutasem. Mam okazję bardziej przyjrzeć się jego przyrodzeniu. Wygolone całe, worek raczej z mniejszymi klejnotami, choć może już mu się podciągnęły z podniecenia, a sam kutas prosty, jakieś 15 cm. Niby bez szału, ale optycznie dobrze się prezentuje, no i ma nieźle oznaczającą się napompowaną, purpurową główkę.
Gościu nie próżnuje i z marszu przystawia się do mnie. Teraz widzę i w oczach, że jest srogo napalony. Maca mnie po klacie i łapie przez boksy za krocze.
- Gdzie mi tu z tą mokrą łapą! - karce go, odsuwając ręką jego rękę z mojego krocza, a drugą dając lekkiego plaskacza w policzek.
- Przepraszam - wydukał, zbity z tropu.
- To moje gacie, w których chodzę na co dzień. Nie chcę ich mieć teraz mokrych - odpowiadam jednocześnie zdejmując gacie, i kontynuuje:
- A teraz teraz klękaj i bierz się do roboty. Nie mam za dużo czasu, a masz mnie dziś wydoić.
- Tak proszę Pana - słyszę w odpowiedzi.
Zajebiście! Suka naturalnie weszła w swoją rolę. Wystarczyło tylko odrobinę stanowczości i siły.
Trzeba przyznać, że sucz na się na robocie. Dokładnie wypolerowała worek, po czym zabrała się za chuja. Sprawnie obrabiała główkę jęzorem pod napletem, dając mi salwy bodźców rozkoszy. Ssała i lizała kutasa dokładnie i spokojnie, nie bojąc się go brać głęboko.
Gdy poczułem, że mój chuj już na maksa pręży się jak skała, przejąłem kontrolę. Rękami obejmuję głowę suki i zaczynam jebać ją głęboko w ryja. Początkowo, daje radę i przyjmuje go głęboko. W myślach stwierdzam, że jest doświadczona, skoro nie ma odruchu wymiotnego. Jednak po kilku ruchach wypada z rytmu i zaczyna się krztusić, a ja nie zamierzam tak szybko przerywać. Przytrzymuje specjalnie nawet przez chwilę, by suka "dogłębnie zaprzyjaźniła" się z moim kutasem. Chwila wytchnienia na złapanie oddechu, dyscyplinujący plaskacz po ryju i rozkaz, by zabierała się dalej do roboty. Mega jara mnie ten widok, gdy po kolejnej takiej akcji, widzę łzy spływające po policzkach.
Suka już nie jest w stanie więcej wytrzymać. Przeprasza i prosi o przerwę. W odpowiedzi, pytam się gdzie chce bym się spuścił. Dużo mi już nie trzeba. Kilka sprawnych, szybkich ruchów ręką i tryskam suce po całym ryju, a sperma i tak spływa na jej klatę. Na odchodne daje kutasa do wypolerowania z resztek soku, zakładam gacie i spadam mówiąc krótkie "do następnego". Ubierając się słyszę, że sucz jeszcze bierze prysznic. Nic dziwnego, w końcu ujebana cała w mojej spermie.
Jak się okazało, dobre półgodziny mnie nie było, a nawet nikt ze współpracowników, nie odnotował mojej nieobecności. Firma się nie zawaliła, a ja wydojony, przynajmniej miałem zaspokojone krocze i błogą resztę dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
czytasz?
napisz coś, skomentuj...