24.08.14. Kolega z biurowca
===1=== Początek
Przeważnie, w sezonie letnim, przyjeżdżam rowerem do pracy. Jest dość wcześnie rano, więc w biurowcowej szatni rowerowej pustki. Dla większości firm w budynku, godziny pracy zaczynają się znacznie później. Rozbieram się, chowam rzeczy do szafki, zakładam klapki, biorę ręcznik i idę nago pod prysznic. Panujący spokój, cisza i woda opływającą moje ciało, przyjemnie relaksuje przed pracą.
Wycieram się i wracam do szafki, tym razem przepasany ręcznikiem w pasie. Ledwo co zdążyłem założyć na siebie gacie, jak wchodzi do szatni koleś w rowerowym stroju. Jakoś mimowolnie, wzajemnie skanujemy siebie wzrokiem od góry do dołu i od dołu do góry. Dwa razy przez moment nasze spojrzenia krzyżują się. Podobają mi się jego owłosione i umięśnione łydki, uda oraz szerokie bary. Przechodząc obok mnie, sugestywnie zwraca uwagę na wielką bulwę odznaczająca się w moich gaciach. Nie wiedząc czemu - jak nie ja - zawadiacko rzucam, że jeśli chce to może pomacać. Sekunda konsternacji, ale sięga ręką i muska nieśmiało. Widać, że koleś ma chęć na więcej i ja już też mam chęć na więcej, więc mimo, że przed chwilą brałem prysznic, proponuję byśmy przeszli do kabiny. Koleś szybko zdejmuje rowerowe ciuchy, chowa rzeczy do szafki i po chwili idziemy razem gaciach do kabiny pod prysznic. Już na śmielsze pieszczoty mam nadzieję.
Wybieram najbardziej odległą kabinę od wejścia. Zdejmujemy gacie i macamy się rękoma po naszych nagich ciałach. On 30-kilkulatek w typie byczka delikatnie owłosionego na klacie z lekkim brzuszkiem. Ma przyjemne w dotyku, gładkie, miękkie, ale jędrne i opalone ciało. Koleś dość szybko kuca i zaczyna mi obciągać, sam sobie waląc ręką. Mój kutas w pełni sztywnieje w jego ustach. Rękoma obejmuję mu głowę i dociskam ją do mojego krocza. Z początku jeszcze delikatnie, niejako informując o moich zamiarach. Zrozumiał, bo jeszcze łapczywiej pochłania kutasa w ustach. Opierając się o ściankę kabiny, rozkoszuję się tą nieoczekiwaną poranną przyjemnością, jaka mnie dziś spotkała. Dociskam głowę, kutas wchodzi do gardła głęboko, koleś krztusi się. Luzuję, a po chwili opierdala pałę dalej, jak na dobrego ssaka przystało. Jest mi tak błogo, że na dokładkę palcami stymuluje sobie oba sutki. Wtem z oddali słychać trzask drzwi. Ktoś wchodzi do szatni, a my mamy kilka sekund na ogarnięcie się. Mój ssak przerywa robotę, wyskakuje z kabiny i wskakuje do sąsiedniej. Jeszcze górą, nad ścianką działową podaje mu jego ręcznik i szampon. Koleś odpala prysznic i jak gdyby nigdy nic, zaczyna myć się. Ja zakładam gacie, a kiedy emocje w kroczu opadają, wychodzę ze swojej kabiny i idę do szafki. Powoli ubieram się, wyczekując na powrót mojego ssaka, a w tym czasie rowerzysta który przerwał nam przyjemności, udaje się pod prysznic.
Dość długo każe na siebie czekać nowo poznany kolega. W końcu jest i na szczęście zdążył wyjść spod prysznica przed tym drugim. Wymieniamy porozumiewawcze spojrzenie. Podchodzę, by zagadać, a koleś pierwsze co mi szepcze, to że musiał sobie zwalić w kabinie, bo się tak podjadał. Odpowiadam, że liczę na więcej, że mnie wydoi następnym razem. Nasze świntuszenie znow przerywa rowerzysta, który tym razem wylazł spod prysznica. Gestem pokazuje ssakowi na telefon, że będę czekać na zewnątrz przed szatnią. Tam wymieniamy się numerami i życząc sobie miłego dnia rozchodzimy się do swoich biur.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
czytasz?
napisz coś, skomentuj...